piątek, 31 maja 2013

Rozdział 3.

Kuba nie mógł uwierzyć we własne szczęście. Dostał staż w swoim rodzinnym mieście, a jego przełożona reagowała na niego, delikatnie rzecz ujmując, w dziwny sposób. Raz się do niego uśmiechała, raz patrzyła na niego jak na obiekt seksualny, innym razem biło od niej chłodem. Kiełkował mu pewien plan w głowie. Chciał zaliczyć staż w krótszym czasie, niż powinien. Miał bowiem plany na następny miesiąc, a doskonale wiedział, że wolnego nie dostanie...
  Chyba że.... Tak! To jest myśl! Na twarzy blondyna pojawił się uśmieszek. Odpłynąwszy w swoich marzeniach nie zauważył, że podeszła do niego szefowa.
  –  Panie Jakubie  –  zaczęła rzeczowo.  –  Zapraszam do sali konferencyjnej.
  Wyszła. Nie wiedział, o co może jej chodzić. Jakąś godzinę wcześniej dała mu zadanie do wykonania, a teraz każe mu to wszystko przerywać. W gruncie rzeczy wszystko mu ułatwiła. Wstał od  biurka. Ruszył w kierunku pomieszczenia szumnie nazywanego salą konferencyjną. Gabinet powstał ze starego, czteropokojowego mieszkania. Dodatkowo była jeszcze kuchnia, łazienka i długi korytarz przerobiony na poczekalnię. Patrząc na rustykalny wystrój zastanawiał się, czy ona sama to wszystko urządziła, czy może wynajęła projektanta. Każdy, najmniejszy szczegół był dopracowany. Niezależenie od tego, kto to urządził, chłopak był pod ogromnym wrażeniem kunsztu wykonawcy.
   Usiadł na jednym z krzeseł przy okrągłym stole. Kobieta usiadła naprzeciw niego z kubkiem parującej kawy. Jej zapach unosił się w całym pomieszczeniu.
  –  Ma pan ochotę na kawę?  –  zapytała uprzejmie.
  –  Nie, dziękuję.
  –  W takim razie przejdźmy do rzeczy. Moja wiedza o panu ogranicza się do informacji zawartych w pańskim życiorysie zawodowym, to raz. Dwa, chciałabym zapoznać się z pana wiedzą praktyczną. Mam świadomość, że nie odbywał pan jeszcze stażu w żadnym gabinecie, jednak psychologia, wbrew pozorom, jest wszędzie. Dziedzina jaką oboje sobie wybraliśmy nie ogranicza się tylko do sztywnych regułek oraz szablonów. Każdy przypadek jest indywidualny i niepowtarzalny. Dobry psycholog charakteryzuje się ogromnymi pokładami empatii i zrozumienia; nie ocenia, a pomaga. Chcę, żebyśmy się jasno zrozumieli. Muszę pana poznać, by móc ocenić, czy nadaje się pan na to stanowisko. Jeśli tak nie będzie, nie otrzyma pan ode mnie pozytywnej oceny.
  –  To może zacznijmy od życia prywatnego  –  zaproponował odważnie Kuba.


* * *

  –  Tatusiu!  –  krzyczała radośnie dwunastoletnia dziewczynka, biegnąc ze swojego placu zabaw umieszczonego w  ogrodzie wprost w ramiona swojego ukochanego taty.
  –  Dzień dobry, córeczko.  –  Mężczyzna mocno ją przytulił i pocałował w czoło.  –  Jak ci kochanie minął dzień? Mam dla ciebie niespodziankę
  Kochał Polę całym sercem, zanim jeszcze przyszła na świat, jednak nie okazywał jej zbyt wiele uczuć, nawet po narodzinach. Nigdy nie był w tym dobry. Wszystko zmieniło się 4 lata temu, gdy jego jedyna córeczka została uprowadzona dla okupu. Tragedia, przez jaką musieli przejść, bardzo zbliżyła do siebie rodzinę Brzezińskich. Najwięcej wpływu miało jednak jej przeżycie na Roberta i Polę. Od tamtego czasu mężczyzna jakby odblokował się i nauczył okazywania miłości bliskim. Wtedy również poznał Julię Wesołowską oraz jej babcię Antoninę, która była jego pacjentką.Oboje byli sobie dozgonnie wdzięczni. To właśnie ona tchnęła w jego córkę radość życia, którą utraciła przez tamto wydarzenie. Robert natomiast przedłużył życie pani Lipińskiej. Oboje byli w stanie dla siebie zrobić wszystko, twierdząc, że to i tak niewystarczające aby spłacić swój dług wdzięczności wobec drugiego.
   –  Co to za niespodzianka tatusiu?  –  domagała się natychmiastowej odpowiedzi.
   –  Spójrz, kto stoi w drzwiach.
   Wysoki, dobrze zbudowany brunet o miodowych oczach stał oparty o futrynę przejścia prowadzącego do ogrodu. Na widok siostry poczuł się szczęśliwy. Tylko przy niej ogarniało go to uczucie. Kochał ją ponad wszystko, była bowiem jedną z najważniejszych kobiet w jego życiu. Kucnął i wyciągnął ramiona w kierunku dziecka. Sekundę później poczuł jak wpada na niego przewracając go niemal i tuląc jednocześnie.
   –  Max!  –  krzyczała radośnie  –  tęskniłam za tobą!
   –  Ja za Tobą też, dlatego przyjechałem, księżniczko!
   Ucałował siostrę i podniósł się z podłogi ciasno obejmując ramionami. Była drobniutka i uderzająco do niego podoba. Oboje do złudzenia przypominali swoją mamę - Annę. Jego młodszy brat był inny, bardziej podobny do taty.
   Max, tata i mała Pola udali się do salonu, gdzie czekała na nich pani Brzezińska. Bardzo się ucieszyła na widok swojego pierworodnego. Nie często mieli okazję się widywać. Mężczyzna rozkręcał swoją kancelarię prawną w Sopocie - na drugim końcu Polski. Przyjeżdżał rzadko, więc każda jego wizyta była celebrowana. Cała trójka usiadała na sofach.
   –  A gdzie Kuba?  –  Max zauważył brak jednego członka rodziny.
   –  Jeszcze nie wrócił. Odbywa staż w gabinecie pani Wesołowskiej - odpowiedziała Anna patrząc nieustannie na syna.
   Nie mogła się powstrzymać. Musiała nacieszyć się jego widokiem, tak rzadko go widywała. W chwilach takich, jak ta, uświadamiała sobie, że tęskni za czasami, gdy mieszkali wszyscy razem. Oboje z mężem mieli już po pięćdziesiąt lat.
   Prawdą jest, że ciąża zaskoczyła młode małżeństwo, jakim byli. W gruncie rzeczy jednak bardzo się ucieszyli, wszak oboje kochali dzieci i zawsze chcieli je mieć. Gdy urodził się Max, ich radości nie było końca. Siedem lat później na świat przyszedł ich drugi syn. Po raz kolejny świat Brzezińskich zmienił się diametralnie, ale nie na gorsze; na lepsze. Ostatnia zaś ciąża była niemałym zaskoczeniem, zdecydowanie większym niż pierwsza. Anna miała wówczas trzydzieści osiem lat. Od samego początku wiadomo było, że życie nienarodzonego jeszcze dziecka jest zagrożone, jednak po raz kolejny los obszedł się z nimi łaskawie i pozwolił bez najmniejszych problemów przyjść na świat zdrowej, małej brunetce. Otrzymała dziesięć punktów w skali apgar i była bodaj najgłośniejszym na oddziale dzieckiem, co bardzo rodziców cieszyło; świadczyło przecież o prawidłowym funkcjonowaniu płuc.
   Każde zebranie rodzinne było dla niej świętem najwyższej rangi. Rzadko bowiem zdarzało się, żeby Max odwiedzał rodzinny dom.
   –  Odbiorę go  –  rzucił, wstając z kanapy. Dopiero przy drzwiach wyjściowych zapytał  –  A o której kończy?
   –  O szesnastej  –  odpowiedziała Anna, śmiejąc się z syna. Nie wiedziała jak on to robi. Widziała go kiedyś w pracy; profesjonalny, opanowany, chłodny. Prywatnie zakręcony, roztargniony i tryskający poczuciem humoru chłopak.  * * *


   Wesołowska siedziała za swoim biurkiem nie mogąc uwierzyć w wydarzenia dzisiejszego dnia. Oględnie rzecz ujmując, była w sposób bezczelny podrywana przez swojego podwładnego. Powinna szybko postawić go do pionu, ale nie potrafiła. Pozwalała się podrywać! Nie wiedziała, co się z nią dzieje. Nie mogła przecież flirtować ze stażystą, młodszym o sześć lat, w dodatku będącym synem Brzezińskich.
   Biorąc pod uwagę powierzchowność podwładnego i sposób, w jaki na nią patrzył, dodając do tego brak jakiegokolwiek fizycznego kontaktu z mężczyzną od ponad trzech lat, miała prawo ulec.
   Nie, nie, nie, zachowuj się jak na dorosłą kobietę przystało, skarciła się w myślach Julia. Zdawała sobie sprawę ze swojej atrakcyjności. Często była podrywana, jednak zawsze grzecznie odmawiała, nie czując potrzeby zawarcia bliższej znajomości. Z tym młodym mężczyzną było inaczej.
   To zapewne wina oczu, pomyślała. Wcześniej widziała takie tylko raz, siedem lat wcześniej. Zakochała się w ich właścicielu od pierwszego wejrzenia, z wzajemnością zresztą.
    Poznali się na koncercie młodej krakowskiej kapeli...
   Zaczęła przeglądać ważne dokumenty. Chciała założyć fundację na rzecz praw i ochrony zwierząt. Musiała czymś zająć myśli. Dotąd sądziła, że pogodziła się ze wspomnieniami, które przywoływał u niej młody Brzeziński. Nie spodziewała się jednak, że jest w aż takim błędzie. Czując, że wchodzi na grząski grunt swojej podświadomości, spojrzała na zegarek. Za wszelką cenę nie chciała, żeby ktokolwiek widział jej łzy, więc uparcie z nimi walczyła. Plan zajęcia czymś myśli spalił na panewce i potrzebna była jej natychmiastowa ewakuacja do domu.
   Piękny, zdobiony diamencikami, okrągły zegarek wskazywał, że dochodzi szesnasta. Wzięła głęboki oddech i ruszyła w stronę drzwi, oddzielających ją od sprawcy jej stanu emocjonalnego.
   –  Panie Jakubie, może pan już iść do domu  –  wyrzuciła z siebie z prędkością karabinu maszynowego.
   Odwróciła się i wściekła na siebie wróciła do swojego gabinetu. Teraz już na pewno domyślił się, że trudno jej stawiać mu opór. Za trudno, nawet jak na nią. Zaczęła zbierać się do wyjścia, jednak po chwili podjęła decyzję, że zaczeka, aż chłopak wyjdzie z kamienicy. Nie chciała go już widzieć tego dnia. Pluła sobie w brodę, że zgodziła się przyjąć go na staż. Po sekundzie skarciła siebie za tę myśl. Była przecież to winna Robertowi.
   Trzasnęły główne drzwi gabinetu. Wstała z krzesła i gdy już miała wychodzić ponowie je usłyszała, tym razem ktoś je otwierał. Usłyszała jego głos i... zaraz, zaraz. Przyszedł z kimś a ona nie wiedziała, co ma robić. Jej ciało przeszył dreszcz. Wyszła na korytarz, jak na panią przybytku przystało, choć nie była wcale przekonana do tego pomysłu. To, co zobaczyła, zupełnie zbiło ją z tropu.
   Chciała coś powiedzieć, ale nie zdążyła. Gość, którego przyprowadził Kuba, odezwał się pierwszy.
   –  Dzień dobry. Pani Wesołowska, jak mniemam? - Brunet o tych oczach uśmiechnął się przyjaźnie.
   To był najpiękniejszy uśmiech, jaki kiedykolwiek widziała.
   –   Zgadza się, ale mamy już zamknięte. Proszę zadzwonić jutro i umówić się na konkretny termin  –  była miła, ale stanowcza. Nie dała po sobie poznać, że coś jest nie tak. Dziękowała Bogu za taki dar; gdyby nie on, nie byłaby teraz tym kim jest.
   –  Nie jestem pacjentem. Nazywam się Max Brzeziński. Nie mieliśmy dotąd okazji się poznać osobiście...
   –  Stary  –  przerwał mu, mało taktownie zresztą, młodszy brat, kładąc rękę na jego ramieniu  –  ja muszę lecieć do pracy. Miło było cię zobaczyć, do zobaczenia w domu  –  wypowiadając ostatnie słowa rzucił lubieżne spojrzenie kobiecie.
   Max stał do niego tyłem, nie miał więc szans tego zobaczyć. Zerknął tylko przez ramię na brata i kiwnął głową, po czym kontynuował dalej.
   –  Znajdzie pani dla mnie chwilę? Chciałbym porozmawiać.
   Była tylko w stanie kiwnąć głową na potwierdzenie. Sama nie wiedziała, czemu to zrobiła. Przecież wcale nie chciała z nim iść, nigdzie.
   –  W takim razie zapraszam do Cafe Piano na Krupówkach - znowu się uśmiechnął, a Julia poczuła, że traci grunt pod nogami.     Zasłabła upadając na swojego rozmówcę.

2 komentarze:

  1. Pisz większą czcionką. Przyjdź dzisiaj to ci tło ustawię

    OdpowiedzUsuń
  2. Hm, robi się ciekawie :3
    Czekam na dalej. Życzę weny.

    OdpowiedzUsuń