Biegnąc po schodach i przebierając się w zawrotnym tempie przypomniała sobie czemu właściwie zawdzięcza dzisiejszą wizytę Maxa. Podczas tych dwóch godzin spędzonych w jego towarzystwie zapomniała o wszystkim. O badaniach, babci, liście, tęsknocie za bliskimi osobami, które miała ujrzeć dopiero po swojej śmierci. Jak każdy wierzyła, że umrze ze starości, więc czekały ją jeszcze lata rozłąki. Schodząc na dół zaplanowała, że zadzwoni do Jakuba i przedstawi mu harmonogram dnia, wyda polecenia, oraz poinformuje o późniejszym przybyciu do pracy. Nie spodziewała się, że zobaczy go w drzwiach frontowych. W pierwszej chwili nie wiedziała co ma zrobić; sytuacja, delikatnie rzecz ujmując, była trochę niezręczna. W takich chwilach jak ta dziękowała Bogu, że szybko umie wyjść z zakłopotania. Właściwie dobrze się złożyło, mogła mu osobiście przekazać polecenie. Zawsze była zwolenniczką rozmów w oczy niżeli przez telefon. Mogła wtedy łatwiej zrozumieć ludzi i mieć pewność, że ona również została zrozumiana. Zaprosiwszy Jakuba do domu, zauważyła zdziwienie Maxa. Wzruszyła dyskretnie ramionami i zaprowadziła stażystę do salonu.
– Proszę usiąść. Jest mi bardzo miło, że zaoferował pan swoją pomoc, i pomyślał o mnie, ale jestem zmuszona panu odmówić. Nie otworzę gabinetu osobiście, więc pan to uczyni. Ponad to poinformuje pan pacjentów, że dzisiejsze wizyty są przełożone na popołudnie. Jako wytłumaczenie proszę podać moją niedyspozycję. Mejlem wyślę panu dokładne godziny. Jeżeli komuś nie będą pasować proszę dostosować termin dogodny pacjentowi. Do pana dzisiejszych obowiązków należy również posegregowanie kart pacjentów;zrobił się w nich ostatnio spory bałagan. Zamówić i wysłać kwiaty z podziękowaniami w moim imieniu do państwa Turczyńskich. Oni już będą wiedzieli za co; to wszystko. A teraz najmocniej przepraszam, ale musimy już iść. Zobaczymy się w gabinecie panie Jakubie – skończyła i podała mu rękę. Była z siebie dumna. Głos brzmiał pewnie i profesjonalnie. Nie zdradzał żadnych emocji - cel osiągnięty. Ten wysoki blondyn działał na nią jak płachta na byka. Obok stał jego straszy brat; do niego z kolei ciągnęło Julię emocjonalnie, choć nie mogłaby odmówić mu urody. Wysoki, postawny brunet o oczach, koloru miodu zabranego prosto z pasieki. Teoretycznie nie znali się wcale,w praktyce mogli powiedzieć o sobie wszystko. Bratnie dusze, które nareszcie się spotkały. Kiedyś już czuła się podobnie. Nie wiedziała co o tym wszystkim myśleć, tym bardziej, że jak się okazało nie do końca uporała się z bólem. Przez pierwszy rok od tamtego wieczora żyła na zasadzie dom - praca. Później doszył do tego dodatkowo zwierzaki. Czuła, że musi coś ze sobą zrobić innego niż dotychczas, żeby do końca nie zwariować, więc zgłosiła się na wolontariuszkę do pobliskiego schroniska. "Psia terapia" jak zwykła mówić przynosiła zaskakujące efekty. Po pół roku obcowania z tymi cudownymi zwierzakami umiała już nazwać swój stan emocjonalny, pomyśleć o sobie w sposób w jaki mówili i myśleli o niej jej znajomi. Mali przyjaciele nauczyli ją, że zawsze trzeba być silnym. Wzięła z nich przykład i pozbierała się. Jednak do tego czasu nie myślała o związkach, romansach ani mężczyznach w innych kategoriach niż znajomi, od których i tak się separowała. Nie chciała niczego od nikogo. Miała swoje zadania, obowiązki, babcie Antonię i psa. Więcej jej nie było trzeba. A teraz jest w towarzystwie dwóch mężczyzn nie mając pojęcia co się z nią dzieje.
* * * * * * *
– Oczywiście. Zrozumiałem wszystko i mam nadzieję, że pani dzisiejsza nieobecność nie wynika z jakiś problemów. – odezwał się w końcu.
– Dziękuję za troskę, ale to są moje sprawy prywatne. A teraz naprawdę już musimy iść. – wykazała chłopakowi wzrokiem Maxa, żeby mieć pewność, że zrozumiał i podała mu ponownie rękę. Odwzajemnił uścisk i skierował się do drzwi. Chciał jeszcze coś powiedzieć, przerwać im tę idyllę, nie dopuścić, żeby brat pokrzyżował mu plany, ale nie zrobił tego. Wyszedł z jej domu zamykając za sobą, jasne drewniane drzwi. Nie wiedział co ma o tym wszystkim myśleć. Wczesna godzina a jego rodzony brat, bez krawata i z rozpiętymi, górnymi guzikami koszuli wpuszcza go do domu kobiety, w stosunku której sam ma niecne plany. Wsiadł do auta i odjechał z piskiem opon. Musiał na nowo zaplanować całą strategię. Jechał do gabinetu z milionem myśli przebiegającymi mu przez jego głowę. Przypomniał sobie jak reagowała na niego pierwszego dnia stażu. Udawała niedostępną, ale widział w jej oczach pożądanie. Dziś już nie był tego taki pewny. Obyła się z nim chłodno i profesjonalnie. Jej głos ani oczy nie zdradzały żadnych emocji, a to oznaczało, że przespała się z Maxem. Na samą myśl podskoczyło mu ciśnienie. Zaskoczony swoją własną reakcją przydusił pedał gazu w swoim aucie. Szybko się jednak opanował; droga była ślizga jeszcze po deszczu padającym w nocy. Już jeden wypadek miał za sobą. Poza tym ze szpitalnego łóżka nie byłby w stanie wiele zdziałać. Wizja białej sali podsunęła mu pewien pomysł. Wyjął telefon z kieszeni marynarki i wybrał numer:
– Siema. Potrzebuję Twojej pomocy – rzucił do słuchawki. – Chodzi o laskę, ale tym razem nie to co zwykle – chwila ciszy – Ok, będę po 18.
* * * * * *
– Wszystko dobrze? – zapytał mężczyzna widząc jak twarz Julii przybiera kolor niemalże przezroczysty.
– Nie lubię lekarzy, szpitali i całej tej otoczki. A pobierania krwi boję się najbardziej na świecie – na myśl o tym poczuła się słabo i podparła się o ścianę.
– Jeśli chcesz wejdę z Tobą.
– Dziękuję, ale nie. Muszę poradzić sobie z tym sama. – obdarowała swojego towarzysza szczerym uśmiechem wyrażającym wdzięczność.
"Pani Wesołowska proszona do gabinetu" - usłyszała głos, którego właścicielka musiała wypalać duże ilości papierosów. Spojrzała się jeszcze raz na Maxa z rosnącym przerażeniem w oczach i udała się do gabinetu.
Uparta jest - zamyślił się Brzeziński. Jutro musiał wracać nad morze. Kancelaria co prawda funkcjonowała dość dobrze, i w zasadzie mógł sobie pozwolić na jeszcze kilka dni wolnego. Nie miał spraw do końca tego tygodnia. Zadzwonił jego telefon; wyjął go z kieszeni, zerknął na wyświetlacz i odrzucił połączenie. Oddzwonię później – wypowiedział głosem docierającym tylko do jego uszu i rozejrzał się po przychodni. Ściany w kolorze kawy z mlekiem, drewniane ławki, lampy jarzeniówki dające nienaturalne, drażniące spojówki, światło. Połączone w całość wyglądało jak pomieszczenie z komedii drugiej kategorii, gdzie akacja rozgrywała się w czasach PRL. W czasie gdy on zastanawiał się nad służbą zdrowia z gabinetu zdążyła wyjść Wesołowska. Była bledsza niż wtedy gdy tam wchodziła. W ułamku sekundy znalazł się przy niej. Osłabiona do granic możliwości podparła się ściany i rozglądała za najbliższą ławeczką. Jej stan spowodowany był raczej panicznym lękiem, ujawniającym się przy pobieraniu krwi, niżeli brakiem jej ilości w organizmie.
2 tygodnie później
– Max, mógłbyś mi zrobić kawę? Proszę – blondynka wypowiedziała ostatnie słowo tonem dziecka, które próbuje podlizać się rodzicom oraz obdarowując go proszącym uśmiechem.
– Może być latte? – nie potrafił jej odmówić.
– Tak! Poproszę z lodami, jeżeli to nie kłopot – odparła entuzjastycznie a mężczyzna ruszył w stronę kuchni. Z uśmiechem wszedł do nowocześnie urządzonego pomieszczenia przypominając sobie o serniku przywiezionym mu wczoraj przez ojca, prosto z podnóża Tatr. Na myśl o cieście jego wzrok spoczął na mięcie, która, podobnie jak inne rośliny doniczkowe, które wykorzystuje się w kuchni, stała na parapecie. Wróciły wypełnione zapachem ziół, wypieków mamy oraz wszędobylskich kwiatów, wspomnienia z dzieciństwa. Jeszcze jako nastolatek obiecał sobie, że jego dom będzie pachniał podobnie. Na tę chwilę miał do dyspozycji tylko zioła, ponieważ piec nie umiał a na dbanie o kwiaty nie miał, najzwyczajniej czasu. Postanowił przygotować, dla swojej towarzyszki małą niespodziankę. Anna robiła tak zawsze, gdy dostał złą ocenę w szkole, albo gdy przegrali mecz. Tylko teraz zamiast kakao będzie latte. Sytuacja, co prawda, nie wymagała poprawy humoru komukolwiek, ale chciał sprawić jej jeszcze większą przyjemność. Podczas przygotowywania nie schodził mu uśmiech z twarzy.Na wybrzeże wrócił przedwczoraj. Pola była nieugięta i nie wypuściła go z domu. Ta sprytna dwunastolatka schowała mu kulczyki i dokumenty do auta. Mamie było to na rękę, więc nie ingerowała, co więcej, pomogła jej schować. Oddała mu je 3 dni temu wieczorem. Chcąc, nie chcąc musiał zostać dłużej niż planował. Wczoraj tata zrobił mu nie lada niespodziankę. Wpadł, jak nigdy, niezapowiedziany, z całą walizką jedzenia przygotowanego przez rodzicielkę. Niestety nie mógł zostać dłużej, obowiązki wzywały. Zapewne gdyby nie Anna Robert nie zajrzałby do syna tłumacząc się brakiem czasu.
Spojrzał na talerze i szklanki z kawą. Sernik, przyozdobiony lodami, truskawkami, także listkiem mięty w połączeniu z dobrze zrobioną latte wyglądał imponująco. Z zadowoleniem wrócił do pokoju i podziwiał zachwyt w oczach swojej rozmówczyni.
– Nie wiedziałam, że masz taki talent. Jestem pod wrażeniem kochanie - kobieta szczerze się uśmiechnęła i z zapałem zabrała się za konsumowanie ciasta. – To naprawdę pysze! Twoja mama jest aniołem nie kobietą!
– Wiem o tym – odpowiedział przyglądając się jej cały czas. Widząc ją szczęśliwą, doszedł do wniosku, że dobrze zrobił wracając do Sopotu.
Po chwili relaksującej ciszy, pozwalającej chłonąć całym sobą wszystkie pozytywne emocje wypełniające tę chwilę odezwała się.
– Muszę Ci o czymś powiedzieć – jej głos nieznaczenie się zmienił. Nadal słychać było w nim radość, ale nie była ona już dziecka, które dostało wymarzony prezent, ale dorosłej osoby, przed którą roztaczała się perspektywa pięknej przyszłości.
– Tak?
– Będziesz ojcem.
– Ale jak? – nie mógł uwierzyć w to co właśnie usłyszał. Podbiegł do niej i biorąc ją na ręce, zaczął tańczyć w salonie krzycząc jednocześnie jak bardzo jest szczęśliwy. Idyllę przerwał nieustający dźwięk telefonu. Podszedł do niego z zamiarem odrzucenia połączenia, ale napis na wyświetlaczu mu to uniemożliwił. Odebrał, kierując się w stronę balkonu.
– Tak Julio? – rzucił do słuchawki.
Hmm, nie źle się porobiło. Wesołowska ma pobieranie krwi, a tego nie lubi, jak JA! :3 Do tego ciąża i Max będzie ojcem, ojej c:
OdpowiedzUsuńCzekam ciociu na dalej, weny c: @tekturowa
sdhfuiaguisdhi sdufh
OdpowiedzUsuńno. wiem, aż słowotoku dostałam, nie panuje nad tym. haha :D
I gdzie ty tu błędy widzisz? ;O
BOSKO, CUDOWNIE, BEZBŁĘDNIE I NIEZIEMSKO. ♥
@vinecakestagram
Intryguje mnie ten cały Jakub :) mam słabość do tego imienia, zapowiada się ciekawie.
OdpowiedzUsuńDo tego Max ojcem, huhuhu! Ale się porobiło...