piątek, 19 lipca 2013

Rozdział 7.

–  Mogę wiedzieć co Ty robisz?
–   Pakuję się, nie widać?
–   Co się stało?
–   Muszę być jeszcze dzisiaj w Zakopanem. Sprawy rodzinne. Przepraszam kochanie, ale tym razem nie możesz pojechać ze mną –  objął ją w talii, pocałował czoło i wrócił do poprzedniego zajęcia, jakim było wrzucanie pierwszych lepszych ubrań do walizki.
–   No dobrze, ale możesz mi chyba powiedzieć co się stało. Za niedługo też będę należała do rodziny.
–   Nie mogę  –   posłał jej przepraszające spojrzenie.
–   Max, proszę Cię zostań. Musimy omówić kilka spraw. –  Daria starała się przekonać go do swoich racji. Miała złe przeczucia. Była niemal pewna, że ten wyjazd namiesza w życiu obojga. A może nie tylko....
–   Nie mogę. –   Brzeziński nadal był stanowczy i nijak nie reagował na uzasadnienia swojej kobiety, dlaczego powinien zostać na wybrzeżu.
–   Oczywiście, że możesz. Problem w tym że ty nie chcesz zostać. Gdyby sprawa była naprawdę poważna powiedziałbyś mi o co chodzi. Chyba masz do mnie zaufanie?
–   Co to za pytanie w ogóle? –   Max powoli zaczął się denerwować. –   Gdybym mógł to bym Ci powiedział. Sam otrzymałem tę informację w tajemnicy.
–   Pierwszy trymestr jest najgorszy. Potrzebuję Twojej opieki –   Darii powoli kończyły się argumenty.
–   Poradzisz sobie kochanie. Na miejscu jest Twoja mama, która zna się dużo lepiej na tym niż ja. Będzie wiedziała jak Ci pomóc.
–   Powinnam się do Ciebie przeprowadzić jak najszybciej. Już dzisiaj miałam w planach zacząć przewozić swoje rzeczy. Sądziłam, że jesteś odpowiedzialny. –   miała nadzieję, że ten argument i próba urażenia jego ego poskutkują. Rozczarowała się nim ostatecznie,  gdy powiedział:
–  Z racji tego, że jestem odpowiedzialny muszę jechać do Zakopanego. Masz swoje klucze, więc nie widzę przeszkód, żebyś zrealizowała swoje dzisiejsze plany –  ominął ją szerokim łukiem i ruszył do drzwi ciągnąc za sobą ciężką, czarną walizkę.
- Max... usłyszał, ale nie obrócił się zostawiając rozemocjonowaną Darię samą. Po części miał wyrzuty sumienia. Jakąś godzinę temu dowiedział się, że za 7 miesięcy będzie pełnił najważniejszą funkcję w swoim życiu, ale los jak to miał w zwyczaju, pokrzyżował wszystko. Powinien być z Darią, ale miał też dług do spłacenia w stosunku do Julii. Czuł się jak rasowy dupek.
"Trudno, Daria jakoś przeżyje. Będzie miała całe życie, żeby się móc mną nacieszyć"
Jakaś znaczna część jego duszy strasznie się cieszyła na nowe wieści. Tata Max Brzeziński. Brzmi tak dumnie i dostojnie.
A z drugiej strony była Julia, która właśnie przeżyła, jego zdaniem, swoją największą tragedię życiową. Babcia wpoiła mu do głowy, aby zawsze słuchał serca. Powtarzała mu to jak mantrę, więc w gruncie rzeczy podjęcie decyzji nie było wcale takim trudnym i żmudnym procesem. Serce mówiło mu, że musi być teraz przy niej  niezależnie od wszystkiego.
Wsiadł do swojej Kii Optimy i ustawił nawigację. Znał drogę na pamięć, ale nie był za bardzo rozkojarzony zaistniałą sytuacją, więc wolał się zabezpieczyć.

* * *
Budzik bezlitośnie wyrwał go ze snu. Była sobota i miał dzisiaj wolne; teoretycznie mógł pospać, ale miał do załatwienia kilka spraw związanych z czerwcowym wypadem nad morze. Niezdarnie wstał z łóżka, wyłączając przy tym rozśpiewany telefon.
"Szybki prysznic i mocna kawa powinny postawić mnie na nogi".
Salon skąpany był w promieniach słońca. Zapowiadał się naprawdę ładny dzień. Poza nim nie było nikogo w domu; nie miał pojęcia gdzie wszyscy się podziali. Właściwie było mu to na rękę. Nie musiał słuchać codziennych narzekań matki jakim jest nieporadnym i nieodpowiedzialnym synem. Nie zastanawiając się nad tym gdzie podziali się domownicy, nastawił ekspres do kawy i wziął do ręki gazetę. Przerzucając strony nie znalazł nic co mogło by go zainteresować. Odłożył ją na jadalniany stół po czym poszedł do salonu z kubkiem aromatycznego napoju i uruchomił laptopa. Odruchowo połączył się z internetem, chciał bowiem sprawdzić lokalne wiadomości. Wielki, wytłuszczony tytuł artykułu od razu rzucił mu się w oczy i sprawił, że jego serce na chwilę przestało bić a na jego skórze pojawiły się zimne krople potu.
ZAKOPIAŃSKA PSYCHOLOG POBITA I BRUTALNIE ZGWAŁCONA
"Nie może chodzić o Julię, przecież...."
Zaczął czytać artykuł. Jego oczy zaszkliły się, gdy zobaczył nazwisko ofiary. W Zakopanem jest tylko jedna psycholog Julia Wesołowska.
"Ale jak?
Ręce mu drżały. Powoli złapał za telefon, starając się go nie upuścić, i wykręcił numer do Marcela.
Jeden.
Dwa.
Trzy.
Cztery.
–  Tak słucham?
–  Co Ty kurwa odwaliłeś? –  zirytowanie chłopaka sięgało zenitu. Pewnie gdyby przyjaciel był teraz obok Kuby już miałby co najmniej połamany nos.
 Nie drzyj się na mnie, tylko łaskawie wyjaśnij o co ci chodzi? –  głos był spokojny i opanowany. To jeszcze bardziej go nabuzowało.
Jak to co? krzyczał jeszcze głośniej niż chwilę temu –  Wesołowska została zgwałcona i pobita. Do chuja, nie tak to miało wyglądać!
–  Ale o czym Ty mówisz? Przecież to miało wszystko dziać się jutro...
–  Daj mi w tej chwili namiary na tych gości!
Wyślę Ci sms`em.
Pik. Pik. Pik.
Rozłączył się. Ciężko opadł na krzesło i nie wiedział co robić. Mięśnie zwiotczały i odmówiły jakiekolwiek posłuszeństwa. Jedyne co czuł to przerażenie; nie tyle o siebie co o nią.
"Nie tak to zaplanowałem..."
Miliony myśli kłębiło się w jego głowie. Kawa już dawno wystygła a on nadal siedział niewzruszony i zadawał sobie wciąż to samo pytanie: "Jak powinienem teraz postąpić?"


* * *

    Wesołowska nadal leżała w pozycji jaką zajęła wczoraj zaraz po przybyciu. Od tamtego czasu nie było z nią żadnego kontaktu. Jedyną osobą, z którą udało jej się porozumieć był doktor Malinowski. Biorąc pod uwagę fakt, że ich rozmowa odbyła się zanim kobieta dowiedziała się o wszystkim to żaden sukces. Wszyscy jej bliscy, próbowali namówić ją choćby na pójście do toalety. Ona jednak zamknęła się w swoim świecie, gdzie tak prozaiczne rzeczy, jak załatwienie potrzeb fizjologicznych czy kąpiel nie miały znaczenia. Nie odczuwała ich nawet, więc nie widziała sensu, żeby się ruszyć a co dopiero odezwać.
Potrzebowała czasu, aby móc poukładać sobie to wszystko i na nowo się dostosować. Na pewno nie stało się to przez kilkanaście godzin, więc niech do cholery dadzą jej święty spokój. Tego najbardziej pragnęła. I jeszcze ta śmieszna "pani psycholog". Od razu było słychać, że po pierwsze nie ma pojęcia o czym mówi, a dwa słychać było, że szczerze nienawidzi swojej pracy.
"Niech sobie idzie, bo wstanę z tego łóżka a wtedy nie ręczę za siebie"
Co czuła? Sama nie wiedziała. Fizycznie była obolała. Żebra nie dokuczały jej tak bardzo jak bark, ale najdotkliwiej czuła ból w intymnym miejscu. To była jedna z przyczyn dla, których się nie ruszała. Położyła się na lewym boku, twarzą do okna i tak trwała uparcie cały czas.Strach nie opuszczał jej ciała ani na sekundę. Jej kobiecość była teraz rozerwana na zbyt malutkie skrawki by móc ją od tak poskładać. Bała się, że to nigdy się nie uda. Nie była już dziewicą, ale to nie zmienia faktu, że ktoś naruszył jej godność osobistą w tak okrutny sposób. Przez pierwsze kilka godzin czuła do siebie obrzydzenie. Miała wrażenie, jakby każdy najmniejszy jej milimetr ciała oblepiony był jakąś obrzydliwą mazią niewiadomego pochodzenia. Wraz z pojawieniem się pierwszych promieni słonecznych obrzydzenie minęło a zastąpiło je załamanie. Łzy samoistnie spływały po jej twarzy, mimo iż bardzo się przed tym wzbraniała. Na całe szczęście w pewnym stopniu ludzie uszanowali jej separację i nie próbowali patrzeć na jej twarz.
Była sama w sali. Wszyscy na chwilę odpuścili, tak jak tego chciała. Bóg musiał wysłuchać jej niemych próśb. Ni stąd ni zowąd  drzwi do sali nr siedem otworzyły się z impetem i wszedł do niej rosły mężczyzna około pięćdziesiątki. Twarz pokryta była siecią mniejszych i większych zmarszczek. Siwe włosy i wąsy na pewno nie odejmowały mu lat. Ubrany był w znoszone, czarne jeansy, i niemodną kurtkę w ziemistym kolorze, a na nogach miał gumowce; takie same jakie kiedyś zakładali rolnicy na pole czy do oprzątnięcia zwierząt. Zapach jaki rozniósł się po pomieszczeniu nie należał do najprzyjemniejszych - woń tytoniu pomieszana z alkoholem i potem.
–  Nie obchodzi mnie dlaczego tu jesteś. Przyszłem... zresztą. Podpisz te papiery smarkulo.
"Boże. Przecież on mówi jak prawdziwy wieśniak. Musiałam odziedziczyć inteligencję po matce"
Zero reakcji. Poczuła mocne szturchnięcie w plecy. Ignorując kompletnie ból usiadła natychmiast na łóżku, jednak nie obróciła się w jego stronę.
–  Patrz na mnie jak do ciebie mówię ty mała dziwko.
"O nie. Tego już za wiele, raz w przeciągu tej doby zostałam zrównana z ziemią, drugi raz na to nie pozwolę".
Zwróciła się twarzą do niego.
–  Posłuchaj mnie teraz uważnie i dokładnie bo nie będę się powtarzać. odezwała się po raz pierwszy od momentu zapoznania się z przyczynami jej pobycia, w tym znienawidzonym miejscu –  Daruj sobie te pogaduszki bo i tak nimi nic nie wskórasz. Twoja agresywna postawa nie robi na mnie choćby najmniejszego wrażenia. Nic ci nie podpiszę bo na nic nie zasługujesz, a sposób w jaki się do mnie zwracasz zachowaj dla kogoś kto jest Tobie równy. Gwoli ścisłości, nie należę to tego kręgu –  głos był opanowany i stanowczy. Ukradkiem nacisnęła przycisk, który służył do wzywania pielęgniarek. –  A teraz wyjdź stąd i nie pokazuj mi się więcej na oczy.
Mężczyzna,żeby nie powiedzieć chłop, stał i w pierwszej chwili nie widział jak się zachować. On dał jej życie, dzięki niemu chodzi po tym popieprzonym świecie a nie ma do niego za grosz szacunku. Niewiele myśląc podszedł do niej i wymierzył cios otwartą ręką prosto w twarz.
W tym momencie do sali weszła pielęgniarka razem z doktorem Malinowskim. W mgnieniu oka odciągnął faceta od trzymającej się za policzek Juli i nie zważając na jego opór czym prędzej wyrzucił go z sali. Pielęgniarce w dyżurce kazał wezwać policje.
Tym czasem w Juli wytworzyły się nowe emocje. Nigdy nie należała do osób, które są nad wyraz spokojne, ale też nie uważała siebie za kogoś kogo można podejrzewać o taki gniew jaki się właśnie w niej naradzał. Piątka palców odpita na jej skórze i emocje jakie nią targały obudziły tę złą stronę kobiety. Lekarz spojrzał na nią niepewnie a w jej oczach z sekundy na sekundę naradzała się furia.
–  Nic się pani nie stało? –  zaryzykował podjęcie kontaktu. Ich oczy się spotkały.
–  Nie, dziękuję –  odpowiedziała nad wyraz spokojnie co zdziwiło zarówno ją samą, lekarza i pielęgniarkę.
–  W takim razie może da się pani namówić na pójście do toalety chociaż. Przecież nie można tak długo wstrzymywać moczu, to niebezpieczne –  kuł żelazo póki gorące.
Jak na zawołania pęcherz Julki dał o sobie znać. Skinęła lekko głową na zgodę i ruszyła w stronę wyjścia.

* * *
–  Jak to przekazaliście zlecenie komuś innemu? –  nigdy nie był tak zdenerwowany i wystraszony zarazem. Temperatura jego ciała zmieniała się co pięć sekund; raz zimno,raz gorąco. Wszystkie mięśnie drżały a skórę zdobiły kropelki zimnego potu. Zacisnął pięść i po raz kolejny uderzył o ścianę garażu. Ręka była cała opuchnięta i we krwi, ale zdawało się nie robić na nim to wrażenia.
–  Numer do tamtych! Natychmiast –  krzyk rozszedł się po całym pomieszczeniu. Modlił się w duchu, żeby nikt go nie usłyszał. Rozłączył się i znowu wymierzył cios w mur. Łzy leciały mu po policzkach z nerwów, strachu i bezsilności. Gdyby ktoś go widział teraz zapewne pomyślałby o nim, że jest chory psychicznie. Raz płakał, by za chwilę roześmiać się w głos. Sam nie rozumiał swojego zachowania.
SMS.
Wybieranie numeru i wzmożona akcja serca razy trzysta.
–  Tak słucham. –  Te dwa wyrazy wystarczyły by Kuba poczuł na sobie zimno bijące z głosu tego mężczyzny.
–  Podobno to wy wykonaliście zlecenie zamiast Rojskieg i Pruskiego?
A kto pyta?
–   Ktoś zamieszany w to.
"Kuba tylko spokój cie ratuje"
–   Miało to wszystko dziać się dzisiaj. Nie zapoznaliście się dokładnie ze szczegółami planu?
–   Poinformowano nas tylko kogo i w jaki sposób potraktować. Nic więcej. A teraz, przeprasza, ale nie mogę rozmawiać.
Pik. Pik. Pik.
Kuba zjechał po ścianie, tak że teraz siedział z podkurczonymi pod brodę kolanami.
"Co ja najlepszego zrobiłem. Jestem skończonym debilem"
Nie wiedział co robić, jak się zachowywać. Jego serce rozdarte było na milion drobnych kawałeczków.
Rower, musi pojeździć rowerem.


* * *

Chwilę wcześniej wyszła od niej Anna.
"Anioł, nie kobieta"
Grzecznie ją wyprosiła. Co prawda od wizyty człowieka, który ją spłodził i nic ponad to, zaczęła rozmawiać, ale teraz potrzebowała chwilowej samotności, żeby wszystko przetrawić jeszcze raz. Jedyna korzyść płynąc z jego dzisiejszej obecności w sali to zniesienie blokady, przez którą separowała się od ludzi. Potrzebowała takie wstrząsu jaki jej zafundował.
"Zostałam zgwałcona i pobita. Ten facet chce pieniędzy ode mnie właściwie nie wiem z jakiego tytułu. Ale poradzę sobie"
Zamknęła oczy i kontynuowała swój wewnętrzny monolog.
"Pamiętasz? Najgorsze co mogłaś przeżyć masz za sobą. Poradziłaś sobie z tamtym to dasz radę z tym... Masz dla kogo walczyć. Poradzisz sobie mała..."
Drzwi do sali otworzyły się, do środka zajrzał blondyn.
–   Mogę? –  zapytał nieśmiało. Skinęła głową i nieznacznie się uśmiechnęła. Z jednej strony była zła, że śmiał przerwać jej jedną z licznych prób odbudowania swojej wewnętrznej siły, ale z drugiej poczuła przyjemne ciepło w okolicy serca gdy spojrzała w jego miodowe tęczówki.
–   Jak się pani czuje? –  zapytał z troską w głosie.
–   Mogło być gorzej. Żyje i to najważniejsze. –  Znowu kąciki ust nieznacznie podniosła ku górze.
Chłopak poczuł mocny ucisk w żołądku.
–   A pan? Nie wygląda pan najlepiej Zreflektowała się.
–   Mogło być lepiej, ale źle też nie jest –  przysiadł na krześle obok jej łóżka i bardzo dokładnie oglądał swoje mokasyny.
Julia chciała, żeby znów na nią spojrzał. Czując jego wzrok na sobie nabierała dziwnej pewności, że da sobie radę.
–   Panie Jakubie.... –  zaczęła ale ten jej szybko przerwał.
–   Proszę mi mówić po imieniu –  Jest! Spojrzał na nią.
–   Julia –  kobieta wyciągnęła rękę.
–   Kuba –  odwzajemnił uścisk i kontynuował, niestety oczy tym razem wpatrzone były w białą ścianę za nią. - Przyszedłem tylko powiedzieć, że nie musisz się martwić o gabinet. Wszystkim się zajmę.
"O ile nic się nie sypnie"
–   Dziękuję –  po raz kolejny dzisiaj uśmiechnęła się i złapała chłopaka za rękę. Ten pod wpływem impulsu splótł razem ich palce –  Spójrz na mnie –   poprosiła cichutko i troszkę nieśmiało.
Posłuchał jej. Jego dotyk połączony z widokiem miodowych oczu dawał ukojenie jej skołatanym nerwom.
Drzwi do sali otworzyły się tym razem z impetem. Do sali wbiegł Max. A ona nadal trzymała jego młodszego brata za rękę.

5 komentarzy:

  1. Już sobie wyobrażam, co się będzie działo, jak Julia się dowie, że Kuba jest zamieszany w to wszystko. Łohoho. Współczuję mu.

    OdpowiedzUsuń
  2. JEZUUUUU! Jesteś okrutna. xd JAK MOGŁAŚ W TAKIM MIEJSCU SKOŃCZYĆ? ♥
    kocham cię anyway. Jesteś nieziemska i chce więcej.
    @vinecakestagram

    OdpowiedzUsuń
  3. NOMINOWAŁAM CIĘ DO NAGRODY The Versatile Blogger :)
    zasługujesz na to xx
    szczegóły u mnie stop-screamin.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie no, kolejne nieszczęście na Julię. Mam nadzieję, że nie załamie się całkowicie jak dowie się, że Kuba jest w to wszystko zamieszany.
    Szkoda dziewczyny. Oszczędź ją trochę... .

    OdpowiedzUsuń
  5. NOMINOWAŁAM CIĘ DO NAGRODY The Versatile Blogger :)
    szczegóły u mnie bejb

    OdpowiedzUsuń