środa, 24 lipca 2013

Rozdział 8.

     Choć mieszkanie miało rozmiary domu, w którym śmiało mogłyby zmieścić się dwie rodziny Daria mogłaby przysiąc, że właśnie dostaje klaustrofobii. Najpewniej zajrzała już w każdy jego kont, obejrzała uważnie każdą półkę, książkę i bibelot. Nie miała pojęcia co ze sobą dalej zrobić. Beż na ścianach z wstawkami koloru brązowego i czarno - białe dodatki zdecydowanie kuły ją w oczy. Musiała zaczerpnąć świeżego powietrza. Od momentu zamknięcia drzwi przez Maxa zaczęła odczuwać irracjonalny strach o siebie, dziecko i ich związek. Byli zaręczeni, to fakt, ale kobieca intuicja podpowiadała jej, że nawet najmniejszy błąd którejś ze stron może to wszystko zniszczyć. Nie potrafiła powiedzieć skąd pojawiły się u niej te nagłe objawy.
"Zaczynam wariować"
Przeniosła swoje najpotrzebniejsze rzeczy jakąś godzinę temu. Siedziała na huśtawce umieszczonej na przestronnym tarasie, przylegającym do budynku. Przez głowę przelatywało jej tysiące myśli. Nie umiała pojąć co mogło być dla niego ważniejsze niż ona i ich nienarodzone jeszcze szczęście. Po części chciała się dowiedzieć, z drugiej jednak strony za bardzo obawiała się tego co mogłaby odkryć. Jednym słowem była w kropce. Wzięła do ręki gazetę, która leżała na postawionym nie opodla małym, wiklinowym stoliczku, aby odgonić od siebie złe myśli. Pierwszą rzeczą jaka rzuciła się jej  w oczy była reklama jednego z pensjonatów w Zakopanem. Szybko odrzuciła prasę i już wiedziała co powinna zrobić.
Nie dane było jej ujrzeć dziś zachodu słońca z powodu ciężkich chmur przysłaniających całe niebo. Żałowała, że już jest tak późna pora. Musi odłożyć zaplanowaną podróż w góry na jutrzejszy dzień. Noc, mdłości i ogólne osłabienie organizmu na pewno nie ułatwiły by jej dotarcia do celu w całości.
"Pierwszą noc, w naszym wspólnym domu, muszę spędzić sama. Cudownie wręcz" pomyślała z przekąsem i położyła się do przeogromnego łoża, które za niedługo miało stać się małżeńskim.


Zakopane 350 km, głosił napis na tablicy informacyjnej. Była w drodze już od kilku godzin i zdecydowanie potrzebowała odpoczynku. Na jej szczęście na horyzoncie wyłoniła się już stacja benzynowa. Wcisnęła pedał gazu by znaleźć się tam najszybciej jak to możliwe i napić się kawy, która była jej niezbędna do dalszej jazdy. Wiedziała, że w błogosławionym stanie nie powinna spożywać jej w nadmiernych ilościach, ale przecież ostatni raz piła ją wczoraj, więc uznała, że nic złego się nie stanie.
 "Jedna dziennie to przecież nie nadużywanie"
Poczuła niemałą ulgę gdy wjechała na parking. Szybko wysiadła z auta i chwiejnym krokiem ruszyła w kierunku wejścia do budynku.
Kolejka  przed nią liczyła 6 osób. Czekała cierpliwie by móc zamówić upragnioną kawę.


* * *

*Noc z piątku na sobotę/ dom Wesołowskiej*


Pisk opon na asfalcie pod domem kobiety wzbudził zainteresowanie sąsiadki. Lubiła wiedzieć co się dzieje w okolicy i węszyć nowe okazje, nawet jeżeli te miały miejsce w nocy tak jak teraz.
Nie spała jeszcze i postanowiła dowiedzieć się, cóż to za porywczy człowiek odwiedza Julię. Nie miała bowiem pojęcia co przydarzyło się jej młodej towarzyszce w co tygodniowych zakupach na pobliskim targu.

W powietrzu unosił się charakterystyczny zapach spalonej gumy.Popędził w stronę domu nie dbając nawet o zamknięcie drzwi samochodu. Tak jak sądził, drewniana zapora dzieląca go od Lipińskiej, była zamknięta. Niewiele myśląc wybił okno umieszczone obok i wszedł przez nie do środka.
Antonina leżała na podłodze w salonie a słuchawka telefonu zwisała na kablu. W mgnieniu oka pokonał dzielącą go odległość od staruszki i od razu sprawdził puls.
Za trzecim razem, nie wyczuwając go nawet  w najmniejszym stopniu, usiadł na podłodze a na jego policzkach pojawiły się łzy. Nie starał się nawet ich zatrzymać. Był świadom tego co to oznacza dla wszystkich dookoła, szczególnie dla jej wnuczki.
Po piętnastu minutach Robert wyjął telefon komórkowy i wezwał pogotowie.
Wszystkie znaki na ciele wskazywały na to, że kobieta zmarła w wyniku rozległego zawału serca. Ustalenie przyczyn zgonu dla patologa, w tym przypadku, będzie zwykłą formalnością.

* * *
*Czas właściwy*
Siedział na jednej z wielu hal w okolicy,a nad jego głową wiekowy dąb rozłożył swoje konary. Oparty plecami o pień drzewa próbował z całych sił ogarnąć zaistniałą sytuację. Z sekundy na sekundę upewniał się w przekonaniu, że wybranie Darii na swoją życiową partnerkę było jednym z najpoważniejszych błędów. Oczywistym jest, że jeżeli to ona znalazłaby się w takim położeniu, w jakim obecnie znajduję się Wesołowska, przejąłby się i starał pomóc najlepiej jak potrafi, ale był pewien, że nie przeżywałby tego tak emocjonalnie jak teraz. Jednak jak to bywa w życiu, musiał zapłacić za swój błąd i pozostać przy niej do końca. Doskonale pamiętał drobne ciało Wesołowskiej  na łóżku szpitalnym i trzymającego ją za rękę Kubę. Nie zrobił wtedy nic, by być na jego miejscu tylko jak zwykły tchórz uciekł i znalazł się tutaj. Czuł zazdrość i rozczarowanie jej postawą. Nie wyglądała na kogoś kto wzbrania się przed dotykiem tego łamacza kobiecych serc, ale na kogoś komu to odpowiada. Mieszanka negatywnych uczuć przerosła go i zaczął najzwyczajniej w świecie płakać. Nigdy nie czuł takiego rozdzierającego od środka bólu. Miał wrażenie, że jakiś zły duch położył mu na klatce piersiowej kamień ważący co najmniej tonę.  Zapomniał nawet o tym, że będzie ojcem. Teraz gniew i zazdrość przysłaniały cały świat i nie pozwalały racjonalnie myśleć.
"Zabiję tych co jej to zrobili.
Nie, ona ma przecież Jakubka, niech on tym się zajmie"
........
"Jego też zabiję....
Max uspokój się, to Twój brat.
Ale to on ją trzymał za rękę, i to do niego się uśmiechała pomimo wszystko.
KURWA"

 Nie umiał się po tym wszystkim pozbierać. Miał cholerny mętlik w głowie i żadnego pomysłu jak się go pozbyć.






* * *
Znała adres rodzinnego domu Maxa, ponieważ niedawno wysyłała, w jego imieniu kwiaty na imieniny Anny. Zatrzymała się chwilę przed Zakopanem i zaprogramowała na nowo nawigację. W przeciągu pięciu minut znalazła się już pod willą rodziny Brzezińskich. Niepewnie podeszła do furtki po czym zadzwoniła. Niestety nikt nie pojawił się aby wpuścić ją do środka więc postanowiła zaczekać na trawniku przed płotem. Usiadła, nie zważając na to, że może się pobrudzić, oparła głowę o parkan i spojrzała przed siebie tak naprawdę. Na dobrą sprawę, była tu pierwszy raz w życiu. Zdążyła już spędzić kilka minut w tym magicznym mieście, ale była zbyt zaabsorbowana spotkaniem z narzeczonym, przyszłymi teściami i dowiedzeniu się prawdy, że nie zwracała uwagi na otoczenie. Momentalnie zaczęła zazdrościć swojemu ukochanemu, że jest rodzimym mieszkańcem tego przepięknego miejsca. Zaczęła wyobrażać sobie jak ich dziecko za kilka lat będzie się bawić w ogrodzie, który miała właśnie za plecami, a ona z Maxem będą popijali kawę w ogrodowej altanie. Zamknęła oczy, brała głębokie oddechy górskiego powietrza i relaksowała się. Sama się zdziwiła, że skrajna zmiana otoczenia może wpłynąć na nią tak pozytywnie. Sięgała w głąb swojej wyobraźni co raz bardziej, gdy nagle z transu wybudził ją męski głos.
W czymś mogę pomóc? –  zapytał mężczyzna w średnim wieku ze szpakowatymi włosami i przemęczonymi oczami.
–  Czekam na właścicieli tego domu wskazała ręką  budynek za nią.
W takim razie zapraszam –  uśmiechnął się słabo i zaprowadził swojego gościa do altanki, o której ona przed chwilą marzyła.


–  Słucham? W czym mogę pani pomóc?
–  Właściwie nie wiem od czego zacząć –  starała się uśmiechnąć, ale nie wyszło jej to za dobrze.
–  Najlepiej od początku –  mężczyzna próbował rozładować napięcia wytwarzające się między nimi i szczerze się do niej uśmiechnął.
"Na prawdę musiało coś się stać, ma takie smutne oczy"
–  Nazywam się Daria Świtalska i jestem narzeczoną Maxawypuściła powietrze i nie wiedziała gdzie ma podziać oczy. Udało się; powiedziała to.
Między nimi zapadła niezręczna cisza, która ciągnęła się w nieskończoność. Oboje byli tak samo zdezorientowani.
Pierwszy odezwał się Robert.
–  Max nic o pani nie wspominał. Nie wiem co mam powiedzieć. Mogłaby pani mi opowiedzieć wszystko? zapytał i spojrzał w jej zielone oczy. Były zmęczone, smutne i zatroskane.
Wzięła głęboki oddech i zaczęła niepewnie mówić.
Poznaliśmy się rok temu, przez wspólnych znajomych. Od razu przypadliśmy sobie do gustu - cały czas lustrowała brzeg hebanowego stołu - po pół roku związku zaręczyliśmy się –  podniosła wzrok niepewnie chcąc zobaczyć jego reakcję. Zdziwiła się gdy ten pokiwał głową ze zrozumieniem i zachęcił tym samym do kontynuowania –   Wczoraj dowiedziałam się, że jestem w ciąży.



* * *
 Dwaj umundurowania mężczyźni maszerowali szybkim krokiem w poszukiwaniu sali numer siedem.
Interesujące ich pomieszczenie znajdowało się na końcu długiego, szpitalnego korytarza. Nie pierwszy raz znajdowali się w tym miejscu w celach służbowych jednak żaden z nich nie gościł tutaj prywatnie i za wszelką cenę nie chcieli tego zmieniać.
Z pokoju Julii wychodził właśnie doktor Malinowski na którego natknęli się funkcjonariusze.
–  Dzień dobry, możemy wejść? –  zapytał starszy rangą mężczyzna.
–  Panowie wybaczą, ale teraz śpi. Proszę przyjść za godzinę, półtorej. –  Głos lekarza był stanowczy i nie znoszący sprzeciwu. Policjanci mieli już do czynienia z nim kilka razy i wiedzieli, że nie ma sensu się sprzeczać bo on i tak postawi na swoim.
–  Dobrze, dziękujemy za informację –  pożegnali się i skierowali do wyjścia. W drzwiach minęli się z brunetem o miodowych oczach.
Max ruszył prosto do Wesołowskiej. Jedynym racjonalnym pomysłem na ułożenie sobie wszystkiego w głowie, było wyznanie jej całej prawdy; o Darii, ciąży, uczuciach jakie w nim się zrodziły.
Wszedł do sali i z ulgą stwierdził, że kobieta śpi. Usiadł, na małym, drewnianym krzesełku, umieszczonym obok łóżka i przyglądał się jej tak dokładnie jakby chciał na zawsze zapamiętać każdy najmniejszy szczegół jej wyglądu. Gdzieś w okolicy serca poczuł znajome ciepło, podparł się łokciami na materacu i milczał. Milczał jak zaklęty, a przecież nie po to tu przyszedł.
"Stary, ona śpi. Nic nie usłyszy, nie musisz się obawiać jej reakcji"
–  Muszę Ci coś powiedzieć –  zaczął tak cichutko jakby bał się, że pół tonu głośniejszy dźwięk może ją zbudzić i wyrwać z krainy, zapewne pięknych snów. –  Mam narzeczoną i dziecko w drodze. –  głos zaczął mu się trząść. –  Nie wiem co mam robić. Daria jest błędem, uświadomiłem to sobie dopiero jak Ciebie poznałem. Chciałbym być z Tobą, ale teraz muszę zapłacić za swoje czyny. Nawet nie wiesz ile bym dał, żeby móc być z Tobą... Łzy zaczęły, kolejny raz dzisiejszego dnia, ściekać po jego policzkach. - To co Cię spotkało.... Tak bardzo mi przykro.... Zostanę z tobą - Chlip. –  Do porodu jeszcze 7 miesięcy –  Chlip. –  Wiedz, że zawsze możesz na mnie liczyć –  Chlip. –  Niezależnie od tego co będzie, ja będę dla Ciebie Chlip. –  Kocham Cię Julio Chlip.
W tym momencie drzwi do sali znowu się uchyliły. Stanęła w nich, blada i zapłakana Daria.
Wszystko słyszałam –  powiedziała przez łzy.

3 komentarze:

  1. O rany. Pani Lipińska nie żyje? ;c A tak ją lubiłam. No i akcja z Darią. Się porobiło...

    OdpowiedzUsuń
  2. ZABIJĘ CIĘ ZA TE WSZYSTKIE BŁĘDY, PRZYSIĘGAM.
    ZAKOPANEM, NIE ZAKOPANYM, DO CHOLERY!
    PS nie lubię Darii.

    OdpowiedzUsuń
  3. Podzielam zdanie Archie...
    DOBRZE JEJ TAK. boże, jestem okrutna , ale już, no nie chcę jej tutaj. Teraz chce wiedzieć, co z Jakubem.
    KOCHAM CIĘ. ♥

    @vinecakestagram

    OdpowiedzUsuń