sobota, 25 maja 2013

Rozdział 1.

- Babciu wszystko dobrze - upierała się Julia z czułością patrząc na starszą kobietę. Była wszystkim co miała. Kochała ją pond wszystko. Bardzo przeżyła wiadomość o nowotworze. Diagnoza spadła na nią jak grom z jasnego nieba. Lekarze nie dawali jej szans na przeżycie. Obstawiali maksymalnie 3 miesiące. Jednak trafiła na cudownego lekarza - Roberta Brzezińskiego. Okazał się cudotwórcą. Niedawno minęły 4 lata od tej traumatycznej wiadomości. Babcia czuję się dobrze, choroba przestała dawać o sobie znaki..
- Nie okłamuj starej kobiety.
- Tylko nie starej! - zreflektowała się gwałtownie dziewczyna.
- Stara jestem i nic tego nie zmieni - mówiła ze spokojem babcia Antonina - Zamiast zmieniać temat lepiej powiedz co się dzieje.
Młoda kobieta opowiedziała o wydarzeniach, które rano miały miejsce.
- To był bardzo zły dzień - skwitowała - i jeszcze ten dziwny list. Nie zdążyłam go przeczytać, ale mam przeczucie, że nie powinnam tego robić.
- Kochanie rób to co uważasz za stosowne. Niezależnie od tego co się wydarzy zawsze jestem przy Tobie - babcia wstała i mocno przytuliła swoją jedyną i ukochaną wnuczkę.
Julka odwzajemniła mocny uścisk i wyszeptała jej do ucha
-Kocham Cię babciu.
- Ja Ciebie też - rzekła odsuwając się do niej zaglądając w głąb jej błękitnych oczu. Julka poczuła dreszcze na plecach. Zawsze tak było. Pani Lipińska miała coś magnetyzującego w spojrzeniu. Było takie mądre.
 - No już starczy tego tulenie bo zaraz będę płakać - powiedziała to i odsunęła się od wnuczki - Chyba pójdę się położyć. Jestem zmęczona po podróży. Dobranoc wnusiu. Porozmawiamy jutro - zakończyła wywód całusem w policzek Julki i poszła do swojej sypialni.

Dziewczyna została sama.

Chata była duża, jak na góralską przystało. Otaczały ją drewniane ściany. Uwielbiała ich strukturę i zapach.Specyficzny i jednocześnie charakterystyczny dla tego typu domów. Rozłożyła się na wielkiej bordowej, skórzanej kanapie. Idealnie komponowała się na przeciw ogromnego kominka. Chciała się odprężyć. Należało się jej to po tak ciężkim dniu. Wiedziała, że w tym miejscu uda się jej to idealnie. Zawsze tak było. Przez okno patrzył na nią Śpiący Rycerz. Jako dziecko wierzyła, że chroni ją od zła otaczającego ją świata. Teraz, gdy dorosła wiedziała, że tak nie jest, ale gdy kładła się na tej kanapie i patrzyła na niego znowu była tą małą, pełną wiary, dziewczynką. Gdzieś pomiędzy wspomnieniami z dzieciństwa a przypominaniem sobie książki, którą ostatnio przeczytała pojawiła się myśl o liście. Chciała ją wrzuć w czarny kąt swojego umysłu, ale ona była uparta. W końcu postanowiła otworzyć list.


                                                                    * * *

- Mam dość tego, że tak trwonisz ciężko zarobione pieniądze moje i mamy! - krzyczał wzburzony mężczyzna.
- Przecież obiecaliście mi, że będziecie mnie utrzymywać aż do momentu ukończenia studiów!
- Tak - tym razem odezwała się kobieta nad wyraz spokojnym głosem  - ale miałeś podany limit ile pieniędzy możesz wziąć miesięcznie z kąta. Zaufaliśmy Ci a Ty nas oszukiwałeś. Skończyły się dobre czasy dla Ciebie młodzieńcze. Musisz poszukać pracy i wyprowadzić się z domu do końca wakacji.
- Ale mamo!
- Nie weźmiesz nas na litość. Nie tym razem synu.
Małżeństwo wyszło zostawiając Kubę z gonitwą myśli w głowie, na  środku ogromnego salonu.


                                                                        * * *


Zegar wskazywał 3 rano. O 5.30 i tak musiałaby wstać, więc nie było sensu się kłaść. Szukała papierów adopcyjnych w całym domu. Nigdzie ich nie było. Mieszkała tu razem z rodzicami. Jeszcze przed wypadkiem. Jeśli informacje w liście są prawdą musiały przecież być na to jakieś dowody. Jedyne co udało jej się potwierdzić to owe zabójstwo, o którym wspomniał  nadawca. Nie wiedziała co o tym wszystkim myśleć. Już chciała zejść na dół do kuchni, gdy jakiś głos w głowie kazał się jej skierować do sypialni babci.
    Antonina Lipińska leżała w swoim wielkim łóżku. Na krokwiach porozwieszane były góralskie chusty i czerwone korale. Według niej każda kobieta powinna je nosić. Julia delikatnie otworzyła drzwi. Jej nozdrza uderzył zapach słodkich perfum babci. Rozchodził się po całym domu ale w jej sypialni czuć go było najmocniej. Cicho weszła do pokoju, spojrzała na babcię. Na pierwszy rzut oka wydawać by się mogło, że wszystko jest dobrze. Jednak kierowana złym przeczuciem Julka nachyliła się nad śpiącą kobietą. Wyczuła zapach alkoholu. Serce jej zamarło, ale szybko oprzytomniała. Pobiegła po swój telefon i wystukała numer na pogotowie ratunkowe. Nie musiała długo czekać. Zakopane było małym miastem. Karetka zjawiła się po chwili.

- Pani babcia jest pijana, nie powinna pani była wzywać karetki - powiedział lekarz, gdy tylko zbliżył się do śpiącej babci- poniesie pani odpowiednie koszty za nieuzasadnione wezwanie pogotowia.
Kobieta patrzyła na lekarza z dziką furią w oczach. Jak on mógł powiedzieć, że jej babcia jest pijana!
Zaczęła krzyczeć:
- Do jasnej cholery! Co z pana za lekarz? Nie dość, że nie zapytał mnie pan co się właściwie stało to jeszcze zarzuca pan, że babcia jest pijana? Jebnij się człowieku w głowę! Ona ma 88 lat! Myślisz, że dałabym jej alkohol?? Jest cukrzykiem! Ratuj ją albo nie ręczę za siebie!
Mężczyzna w średnim wieku, ze szpakowatymi włosami patrzył na nią z niedowierzaniem. Gwałtowność i ekspresja z jaką wybuchła na niego ta kobieta wbiły go w ziemię. Jeszcze nikt nie podważył jego kompetencji. Chciał zareagaować, odpowiedzieć, ale nie potrafił. Nie był w stanie.
- Proszę się uspokoić - usłyszała za sobą męski głos - w trakcie gdy pani krzyczała na lekarza podaliśmy pani babci insulinę. Zapadła w śpiączkę hiperglikemiczną. Musimy ją zabrać do szpitala.
- Tak, oczywiście. Skąd wiedzieliście, że to cukrzyca typu 1? - zapytała Julka.
- Pani babcia ma opaskę na ręku informującą o tym - odparł sympatycznie młody sanitariusz.
- No tak.



Karetka odjechała na sygnale. Gdzie są te cholerne kluczyki?, myślała rozhisteryzowana. Biegała po całym domu jak oparzona. Musiała jak najszybciej znaleźć się w szpitalu. Są! Były na małym, okrągłym stoliczku przy wejściu do chaty. Zasłaniał je wazon, co dzień wypełniony świeżymi kwitami. Rzuciła je niedbale gdy wróciła z popołudniowych zakupów.

W czasie jazdy do szpitala, która zajęła jej 5 minut, zastanawiała się jak to możliwe, że jej zawsze rozsądna i poukładana babcia zapomniała przyjąć insuliny. Już pod szpitalem doszła do wniosku, że zapewne była to wina podróży jaką odbyła. Wracała z nad morza. Autobusem. Julia tłumaczyła jej, że taka podróż nie jest najlepszym pomysłem w takim wieku. Jednak ona upierała się, że chce nim wracać. Antonina uważała, że wystarczającym było, że wnuczka zawiozła ją nad morze. O wspólnym powrocie nie chciała nawet słyszeć. Julia długo próbowała ją przekonać, ale upór Lipnickiej nie ustępował a przybierał na sile. Teraz żałowała, że odpuściła. Winiła siebie za stan ukochanej osoby.

- Witam. Jestem wnuczką Antoniny Lipińskiej. Chciałabym rozmawiać z jej lekarzem prowadzącym.
- Dzień dobry - młoda pielęgniarka przywitała ją słabym uśmiechem - już proszę.


                                                                       * * *

"Seize the day..." rozległy się pierwsze słowa piosenki, ale Kuba już nie spał. Właściwie nie spał całą noc. Zastanawiał się jak wybrnąć z sytuacji w jakiej się znalazł. Nie chciał rozstawać się z tak ukochaną kartą do bankomatu. Musiał udowodnić rodzicom, że potrafi pracować. Pomydlić im oczy. Innej opcji nie brał pod uwagę. W momencie gdy zanucił sobie ciąg dalszy utworu znalazł rozwiązanie sytuacji. Spojrzał na zegarek - 7:30. Chwycił za telefon.

- Cześć stary. Słuchaj mam sprawę. Potrzebuję robotę na już! Najlepiej żebym jeszcze dzisiaj miał umowę podpisaną.
- Wpadnij do mojego biura za pół godziny, coś poradzimy - odparł głos w słuchawce.
- W takim razie do zobaczenia!
Rzucił telefon na łóżko i pobiegł pod prysznic. Miał niewiele czasu.
Chwilę później już siedział w swoim Audi A8 i pędził ku firmie kurierskiej swojego kolegi. Dziękował Bogu, że zawsze obracał się w towarzystwie starszych znajomych. Dzięki nim wychodził z każdej opresji bez szwanku. Tym razem też miało tak być.
Na miejsce przybył punktualnie.
- Siema! - krzyknął od progu wysoki, dobrze zbudowany 30 latek o czarnych włosach i brązowych oczach. - Siadaj i opowiadaj!
- Starzy kazali mi się wyprowadzić z domu do końca wakacji. Muszę też znaleźć pracę. Dowiedzieli się o mojej wizycie w burdelu. Kaszana.... - zamyślił się lecz po chwili kontynuował - Jeśli zobaczą, że zależy mi na odzyskaniu ich zaufania oddadzą mi kartę do bankomatu. Rozumiesz? - upewnił się.
Rozmówca skinął delikatnie głową na potwierdzenie.
- Najlepiej jakbym dzisiaj już miał umowę.
- No to robi się! - klasnął w dłonie kumpel Kuby - od jutra jesteś kurierem. Może i praca nie najwyższych lotów, ale widzę że jesteś zdeterminowany a te chwilę nic innego nie mam.
- Ratujesz mi tyłek! Jestem Twoim dłużnikiem.

                                                                 * * *

Julia siedziała przy łóżku babci. Nie było z nią dobrze. Lekarze i tym razem nie dawali jej większych szans na prze życie. Płakała, bardzo mocno płakała. Nie miała nikogo bliskiego do kogo mogła się z tym zwrócić. Wiedziała jednak, że musi się pozbierać. Nieskrępowaną ciszę szpitalnej sali przerwał dźwięk wychodzący z jej torebki. Sięgnęła po telefon. Na ekranie pojawiło się przypomnienie o paczce, która miała dzisiaj przyjść do jej biura. Nie było to nic pilnego, ale postanowiła po nią pojechać.Musiała choć na chwilę opuścić mury szpitala. Inaczej do końca by się złamała. Z wcześniejszych ustaleń ze sprzedawcą kurier miał pojawić się w jej gabinecie za godzinę. Spojrzała w lusterko wiszące nad umywalką. Podjęła natychmiatową decyzję o wstąpieniu do domu i doprowadzeniu się do ładu. Znowu wyglądała jak sto nieszczęść. Godzina to przecież  dużo czasu.

Siedziała za wielkim dębowym biurkiem. Kiedyś stało w jej pokoju, gdy była jeszcze studentką. Prezent od ukochanej babci. Teraz stało w jej gabinecie. Spełniła swoje marzenie o prywatnej praktyce psychologicznej. Przewracała papiery.
- Dzień dobry. Mam paczkę dla pani.
Spojrzała znad dokumentów. Przez całe ciało przeszły ją ciarki, a ona nie mogła wydusić z siebie słowa. Znowu te oczy... Ale to niemożliwe.


3 komentarze:

  1. O nie! Tak być nie może. :c
    Teraz ona nie da sobie rady, daj szanse jej babci :cc
    Czekam na dalej <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie dość, że nawiązanie do Avenged Sevenfold, to jeszcze to imię - Kuba (mam do niego sentyment) i pijana babcia... Oszczędź staruszkę, bo Julia będzie samotna ;(
    Mam nadzieję, że sprawa z adopcją wkrótce się wyjaśni!
    Czekam na kolejny, xo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Babcia nie była pijana. Ma cukrzycę. Chory gdy zapada w śpiączkę z jego ust wydobywa się alkoholowa woń mimo iż nie pił wcześniej .

      Usuń