niedziela, 26 maja 2013

Rozdział 2.

    Pogoda za oknem nie nastrajała optymistycznie. Pomimo że był maj, z nieba padały ciężkie krople zimnego deszczu. Najmniejsze nawet promyki słońca nie miały szans przebić się przez gęste chmury.
    Julia Wesołowska siedziała na kanapie w salonie, a płomyki radośnie skakały po drwach w kominku. Nawet nie zauważyła, że wystygła jej kawa, którą od godziny trzymała w dłoni. Był czwartek; zwykle o tej porze miała pacjentów. Dziś wszystkich odwołała. Sama dla siebie była pacjentem. Tak wiele wydarzyło się przez ostatnie dwa dni. Musiała pozbierać myśli, żeby móc normalnie funkcjonować. Babcia w szpitalu, chłopak o TYCH oczach... No i ten list. Jeszcze w poniedziałek dałaby się pokroić za to, że zapomniała i że umie żyć normalnie. Oddychać, kochać, śmiać się. Całą swoją, zebraną w poprzednich latach, siłę życiową wkładała właśnie w odbudowanie na nowo w sobie tej pewności. Szło jej, delikatnie mówiąc, kiepsko. Znienacka w jej głowie pojawił się wielki neon: list. Próbowała zagłuszyć tę myśl, jednak ta wciąż była uparta. Bardziej niż Julia.
    Dziewczyna wstała z kanapy i, nadal trzymając w ręku kubek, skierowała się ku schodom. Masywne dębowe stopnie zaskrzypiały delikatnie. Było tak odkąd pamięta. Kiedyś ją to irytowało, ale z czasem nauczyła się nie zwracać na to uwagi. Jej torebka leżała na stoliku zaraz przy schodach. Czerwony, puchaty dywan delikatnie łaskotał jej bose stopy. Zawahała się. Nie była pewna czy jeszcze raz chce go czytać. Jednak jej ręka już sięgała w głąb torebki chwytając list. Rozłożyła go i zaczęła czytać siadając na podłodze. Kubek postawiła obok siebie.






* * *

    Wysoki blondyn stał na przeciw drzwi dziekanatu. Za chwilę miał się dowiedzieć czy dostanie szansę. Kolejną zresztą. Zapukał delikatnie.
    –  Proszę.  –   Usłyszał mocno zachrypnięty głos.
    –  Dzień dobry - powiedział chłopak, zamykając za sobą drzwi.
    –  Panie Jakubie - zaczął rzeczowo i bez ceregieli krępy mężczyzna w okularach siedzący za biurkiem.  –  Ma pan 7 dni na znalezienie stażu. W przeciwnym razie nie mamy o czym rozmawiać. Do widzenia  –  zakończył równie szybko jak zaczął. Co za cholerny pajac pomyślał dwudziestojedno latek wychodząc z gabinetu. Niemożliwym bowiem  było znalezienie stażu w tak krótkim czasie. Jedynym ratunkiem był jego ojciec.

    Kuba już po godzinie był w domu. Cała drogę rozmyślał, jak przekonać ojca, żeby mu pomógł. Kupił nawet jego ulubiony koniak, Hennessy X.O . Modlił się, żeby ta łapówka poskutkowała. Kosztowała go ponad 650 zł... Ale czego się nie robi dla ratowania własnego tyłka...?


* * *


    –  To na pewno jakaś pomyłka albo głupi żart  –  tłumaczyła sobie, nadal siedząc na podłodze. Starała się wywołać w sobie fazę wyparcia. Nie chciała, aby list okazał się prawdą. Nie może... Jej usilne próby przerwał dzwoniący telefon komórkowy. Wyjęła go z torebki odbierając od razu, nie spojrzawszy nawet, kto chce z nią rozmawiać.
    –  Halo?
    –  Dzień dobry. Mam do pani olbrzymią prośbę.
    Usłyszała głos w słuchawce aparatu. Szybko zorientowała się z kim rozmawia.
    –  Słucham  –  rzuciła.
    Wywód telefonującego potrawł dłuższą chwilę, a w odpowiedzi usłyszał:
    –  Nie ma sprawy! Zaraz się tym zajmę!
    W myślach dziękowała swojemu wybawcy. Nieświadomie pomógł jej. Żeby zapomnieć o problemach, choć na chwilę, potrzebowała jasno postanowionego zadania.  Odstawiała wtedy wszystko na boczy tor, co po osiągnięciu celu pomagało jej z dystansem spojrzeć na problem. A właśnie dostała jedno zadanie...


* * *


    –  Wybij to sobie synu z głowy. Jesteś dorosły. Radź sobie sam.
    Kuba nie wierzył własnym uszom. Zawsze mógł na niego liczyć. Do teraz. Z wrażenie aż oparł się o jedną z trzech białych sof stojących pośród ogromnego, jasnego salonu.
    Dom rodzinny chłopaka urządzony był nowocześnie, dodatki dobrane zgodnie z panującymi trendami, ale mimo wszystko tworzyło to przytulną całość. Dzięki oknom zajmującym całą długość i szerokość jednej ze ścian miało się wrażenie, że salon bezpośrednio łaczy się z pięknym ogrodem.

    Mężczyzna wyszedł na zewnątrz. Ruszył w stronę altanki stojącej pośród okazałych kasztanowców. Dzięki sąsiedztwu tych olbrzymów, domek był przyjemnym chłodnym miejscem w upalne dni. Kurczowo trzymał się nadziei, że syn wkroczy na dobrą drogę.

    Chłopak, z mętlikiem w głowie, usiadł przy jadalnianym stole i włączył laptopa. Ulubiony koniak taty nie przyniósł oczekiwanych efektów, dlatego też doskonale wiedział, że sam musi wziąć sprawy w swoje ręce. Spędził dwie godziny na szukaniu ogłoszeń potencjalnych pracodawców. Był świadom, że w rodzinnym mieście, z jednym gabinetem, ma znikome szanse, ale i tam wysyłał imejl z zapytaniem.
    Po dwóch kwadransach niecierpliwego oczekiwania otrzymał odpowiedź. Była pozytywna. Nie musiał już szukać i, co najważniejsze, mógł zostać z rodzicami. Gdyby sprawy przybrały inny obrót, na stałe musiałby przenieść się do Krakowa. A tego nie chciał.
    Na rozmowę miał stawić się nazajutrz.


* * *


    Julia czuła ulgę. Zadanie postawione przed nią ani nie należało do skomplikowanych, ani nie wymagało poświęcenia dużej ilości czasu. Jednak te kilka chwil spowodowało, że kobiecie rozjaśniło się w głowie. List uznała za żart. Postanowiła się go pozbyć i zapomnieć. Potrafiłaby.
    Drogę do domu umilały jej dźwięki wypływające z głośników dobrego car audio. Znowu pojawiła się maleńka iskierka nadziei na lepsze jutro. Auto zostawiła pod bramą. Chciała jeszcze jechać do babci. Zajrzała do skrzynki pocztowej.
    Kolejny list. Tym razem z sądu.



23:00, czwartek.

    Letarg, w jakim znajdowała się Wesołowska, przerwał dzwonek do drzwi. Nie miała ochoty otwierać. Dlaczego ktoś jej przeszkadza akurat teraz? W momencie gdy jej mały, osobisty świat zapadł się w sobie. Jakim prawem? Ten, który chciał ją z niego wyciągnąć, z uporem godnym osła, dobijał się do drzwi domu. Postanowiła otworzyć, zresztą i tak nie miała wyjścia. Zwlekła się z kanapy i powłóczywszy nogami przeszła do przedpokoju. Nacisnęła mosiężną klamkę.
    Zdziwił ją fakt, że na progu jej domu stał Robert Brzeziński.
    –  Dobry wieczór, pani Julio  –  przywitał się.  –  Przepraszam, że przychodzę tak późno. Widziałem panią przez okno, stąd to moje uporczywe walenie. Słyszałem o babci. Czy mogę wejść?
    –  Proszę.  –  kobieta przepuściła Brzezińskiego w drzwiach.  –  Napije się pan czegoś?
    –  Nie, dziękuję. Za to nie omieszkam na panią nakrzyczeć - odparł, kierując się na fotel w salonie. Stał nieopodal kanapy; bordowy, z ekologicznej skóry. Razem z kanapą, kominkiem, małym owalnym, hebanowym stoliczkiem, ciemnoczerwonym puchowym dywanem i biblioteczką usytuowaną obok paleniska, tworzył spójną całość.     Przebywając w tym salonie można było odnieść wrażenie, że świat się zatrzymał. Tu wszystko było łatwe i paradoksalne. Julia nadal stała przy drzwiach osłupiała szczerością lekarza.
    –  Pani Julio, dlaczego nie dowiedziałem się od pani, że babcia jest w szpitalu?! Gdybym wiedział wcześniej, już dawno pani Antosia byłaby przytomna. Proszę mi obiecać, że o następnym incydencie, odpukać, poinformuje mnie pani natychmiast!
    –  Oczywiście  –  odezwała się zażenowana całą sytuacją. Zapomniała, że ten człowiek jest taki wspaniały. Ostatni raz widzieli się 2 lata temu.
    –  No niechże pani zamknie te drzwi i usiądzie - zwrócił jej uwagę gość.  –  Widzę, w jakim pani jest stanie, ale mam dobre wieści. Pani Lipińska obudziła się. Jej stan jest stabilny. Pytała o ciebie, drogie dziecko.  –  Złapał roztrzęsioną Julię za rękę.  –  Właściwie nie powinienem był ci tego mówić, ale wiem, ile dla siebie znaczycie. Idź, weź prysznic, przebierz się, zawiozę cię do niej. W takim stanie nie możesz prowadzić.
     Julia spojrzała na niego z wdzięcznością. Babci nic nie jest. Z resztą sobie poradzi. Poza tym teraz ta cała reszta nie ma znaczenia. Spontanicznie pocałowała mężczyznę w policzek i pobiegła na piętro domu.


* * *
    Kuba stał przed drzwiami gabinetu. Był 2 minuty przed czasem. Chciał zrobić dobre wrażenie. Zapukał.

* * *

    –  Proszę.
    Drzwi otworzyły się. Stał w nich chłopak z TYMI oczami. Po ciele kobiety przebiegły dreszcze.

3 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojej, mile zaskoczyło mnie to. I rozdział mi się podoba.
    Wizja dziewczyny która próbuje sobie pomóc brzmi ciekawie.
    Weny ciociu x

    OdpowiedzUsuń
  3. Przez ten szablon ledwo widzę cokolwiek, wolę czytać na telefonie Twoje opowiadanie. Zmień tło proszę, albo popracuj nad czcionką, bo ciężko się czyta.
    Intryguje mnie ten Kuba. Ciekawe, co on ma do tej kobiety...

    OdpowiedzUsuń